Tu i teraz – to miała być seria comiesięcznych podsumowań i refleksji. Jednak do tego wpisu zabierałam się jak pies do jeża. Wraz ze słonecznym oddechem wiatru, z pierwszymi zielonymi pąkami pojawiającymi się na nagich gałęziach i gorącymi promieniami słońca aplikującymi w skórę witaminę D3, dostałam dawkę soczystej energii, którą to sumiennie zużywałam na wszystko, tylko nie na pisanie bloga.
Niemniej jednak nie jest to powód żeby cokolwiek pomijać. Dlatego przedstawię maj, czerwiec i lipiec w pigułce. 3 w 1 jak innowacyjny szampon, który myje, odżywia i pielęgnuje.
Były to dla nas rzeczywiście miesiące oczyszczające i regenerujące. Po wyczerpującej budowie kampera przyszedł w końcu czas na odcinanie kuponów – czas podróży.
I tak ruszyliśmy kamperem po Szkocji. Na dziko, bez planu, bez doświadczenia. Trochę niepewni, czy damy sobie ze wszystkim radę, ale strasznie głodni przygody i pełni optymizmu. Gotowi brać garściami wszystko co los nam zaserwuje.
Pojechaliśmy do Invernes, skąd rozpoczęliśmy trasę NC500 w kierunku zachodniego wybrzeża, odwiedzając po drodze wyspę Skye.
Wyspa Skye pełna legend i tajemnic przywitała nas z wielką pompą, w każdym znaczeniu tego słowa. Były fajerwerki w postaci zapierających dech w piersiach widoków ale też prawdziwa ulewa i silny wiatr. Szybko przekonaliśmy się jak wygląda typowa szkocka pogoda – chłodno, wietrznie i dżdżysto. Pozwoliliśmy sobie w tym czasie na bardzo przyjemny rodzaj nicnierobienia, jako że na prawo do niego zasłużyliśmy.
Nie trwało to jednak długo. Okazało się, że siedzieć bezczynnie nie potrafimy, że brzydka pogoda nas irytuje, że może powinniśmy zacząć trasę od wschodniego wybrzeża. Tam było znacznie cieplej, tak przynajmniej pokazywały prognozy…
Sytuacja stała się tak napięta, jak cięciwa w łuku tuż przed strzałem. Czułam jak rozpala się we mnie złość. Emocje kłębiły się, aż w końcu nastąpił wystrzał. Ruszyliśmy naszym kamperem i dosłownie w ostatniej chwili, zamiast skręcić w kierunku mostu łączącego wyspę z lądem, pojechaliśmy w drugą stronę, eksplorować wyspę mimo przeciwności losu.
Złość była tylko przykrywką lęku, bezradności i chwilowego zwątpienia. Nie poddaliśmy się. Budowa kampera sporo nas nauczyła o akceptacji, odpuszczaniu i znajdowaniu potencjału w mało sprzyjających warunkach. Natomiast Ciapek (kamper) dał nam bezpieczny azyl. To wtedy poczuliśmy się w nim jak w najlepszym domu. Domu zbudowanym własnymi rękami.
Finalnie dzięki tej kapryśnej pogodzie mogliśmy najpierw podziwiać wyspę w jej tajemniczej, mglistej odsłonie by zaraz potem cieszyć się jej soczyście zielonymi krajobrazami, rozświetlonymi promieniami słońca.
Lepsza pogoda znacznie poprawiła jakość dalszej podróży. Dzika Szkocja otworzyła przed nami swoje bramy i totalnie nas zauroczyła. Trasa NC500, jej długość, utrudnienia, zmiany krajobrazu, ożywczy powiew wiatru i cały wachlarz kolorów i zapachów nie przestawały zaskakiwać.
Bez natłoku ludzi, tak blisko natury, blisko dzikich zwierząt. Właśnie tak wyobrażaliśmy sobie vanlife.
Wtedy też poczuliśmy, że tak chcemy żyć. Podróżować naszym domkiem na kółkach, zasypiać i budzić się w pięknych miejscach. Otwierać drzwi i jeść śniadanie każdego ranka w innym ogrodzie. Z widokiem na morze, góry, czy doliny.
Wiecej o spaniu na dziko w Szkocji znajdziesz TUTAJ
Mówi się, ze podróże kształcą. Nas raczej kształtują, bo odwiedzając różne miejsca nie tylko dowiadujemy się czegoś o ich historii, mieszkańcach i ich zwyczajach ale też, a może przede wszystkim o sobie. Podróż po Szkocji była inna niż wszystkie. Wielokrotnie musieliśmy wyjść ze swojej strefy komfortu. Oprócz nowych doświadczeń, wyciągnęliśmy też kilka refleksji:
- Czasami trzeba porządnie zmarznąć, aby zrozumieć znaczenie ciepła i nie chodzi tu tylko o temperatury
- Martwienie się nie rozwiązuje absolutnie niczego. Po prostu zabiera cię z „tu i teraz” i kradnie chwile.
- Najlepsze wspomnienia związane są z przypadkowo odkrytymi miejscami. To dowodzi, że spontaniczność jest bardziej satysfakcjonująca niż skrupulatnie zaplanowane życie.
Bardzo ładnie ujęte.
Dzięki :-) Pozdrawiam